Lubię historie o odmiennościach kulturowych, bo one pokazują, jak bardzo to, co my nazywamy naturalnym, jest tylko konwencją społeczną. Dzięki temu, że potrafimy dostrzec względność własnego sposobu widzenia i ujmowania rzeczywistości, jesteśmy bardziej skłonni nie reagować sztywno i obronnie na to, jak tę rzeczywistość ujmują inni, gdy to ujęcie różni się od naszego. A to bardzo ważne w psychoterapii, bo – spokojnie mogę zdecydować się na taką generalizację – niemal wszystkie spory między bliskimi ludźmi wynikają ze zbyt wąskiego, jednostronnego widzenia sprawy i z niezdolności do spojrzenia oczyma drugiej strony.
No to historia – fragment rozmowy Marcina Rotkiewicza z prof. Danielem Everettem (POLITYKA nr 28/2019) na temat wieloletniego pobytu Everetta wśród południowoamerykańskich Indian Pirahã, żyjących w społeczności niemal zupełnie odizolowanej od reszty ludzkości:
Prof. Daniel Everett: Kiedy byłem w ich wiosce, często mówiłem trochę podniesionym głosem, przyzwyczajony do dawania wykładów na uczelni. Pirahã pytali mnie wtedy: Dan, jesteś zły? – Nie, nie jestem – odpowiadałem. – Ale mówisz, jakbyś był. Nie mówi więc tak głośno. Idea spokoju w wiosce jest dla nich ogromnie ważna. W miejscu, gdzie mieszkają, starają się ograniczyć przemoc do minimum.
POLITYKA nr 28/2019, str. 57
Marcin Rotkiewicz: Zawsze są tak pokojowo nastawieni?
DE: Kiedy żyłem wśród Pirahã, pewien przybysz spoza wioski zapytał mnie, co się stanie, jeśli da klapsa dziecku, które głośno płakało w pobliżu i mocno go tym irytowało. Zabiją cię – odpowiedziałem. W tej wiosce nie możesz uderzyć dziecka. Wprawdzie nie doszłoby do konfrontacji twarzą w twarz, ale w którymś momencie trafiłyby cię w plecy strzały z łuku – tłumaczyłem.