Terapia szkoleniowa to psychoterapia, którą podejmuje się ze względu na udział w szkoleniu psychoterapeutycznym. W niektórych szkołach jest ona wymogiem, w innych – zaleceniem. Różnie także bywa, gdy chodzi o czas jej odbywania w stosunku do udziału w szkoleniu: niekiedy warunkiem podjęcia szkolenia jest przejście (ukończenie, nie przerwanie) własnej indywidualnej terapii długoterminowej, a kiedy indziej należy odbyć około 100 h takiej psychoterapii dopiero w trakcie szkolenia, a nie przed nim. W przypadku choćby Polskiego Towarzystwa Psychologicznego posiadanie doświadczenia własnego w określonej wielkości jest warunkiem przystąpienia do egzaminu do certyfikatu psychoterapeuty. Względna zgoda między ośrodkami szkolącymi i certyfikującymi panuje co do formy terapii: część doświadczenia własnego może mieć postać psychoterapii grupowej, ale powszechnym wymogiem jest przejście psychoterapii indywidualnej.
Każdy więc, kto zgłasza się na psychoterapię szkoleniową, musi wcześniej czy później (już w gabinecie) zadać sobie pytanie o własną motywację. Oczywiście istotna jej część to wymóg formalny. Niestety obowiązek może przesłaniać subtelniejsze, ale w gruncie rzeczy ważniejsze motywacje płynące z doświadczeń emocjonalnych. Nie chodzi mi o to, że za obowiązkiem można chować się przed terapeutą – nie widzę terapii jako pościgu terapeuty za nieświadomością pacjenta. Moje doświadczenie pokazuje raczej, że w trudniejszych momentach łatwo pacjentowi zwątpić w głęboki sens przyglądania się swoim przeżyciom i stracić naturalny zapał do rozumienia siebie, gdy umowa terapeutyczna oparta jest na (choćby częściowo) na zobowiązaniu. Dobrowolność psychoterapii wydaje mi się jej koniecznym warunkiem.
Ktoś, kto nie jest pewien, czy rzeczywiście chce w pełni być uczestnikiem psychoterapii, może w momentach silniejszego napięcia emocjonalnego przyjmować pozycję obserwatora. Dzięki temu może zapewne dowiedzieć się, jak prowadzi się psychoterapię, ale nie odniesie się osobistej korzyści. Niewiele przejaskrawiając można powiedzieć, że niebezpieczeństwo psychoterapii szkoleniowej to sytuacja, w której w gabinecie jest dwóch/dwoje psychoterapeutów, ale ani śladu pacjenta…
Bardzo mądry artykuł, ważne jest tez aby chory mial odpowiedni trening umiejętności społecznych, sama miałam taka fobii wiem ile mnie to kosztowało wysiłku…
Bardzo ważna ważna jest odpowiednia terapia. Sama w końcu postanowiłam rozpocząć leczenie, bez tego nie wiem czy sama bym sobie poradziła
🙂
Szczerze mówiąc mnie bardzo pomógł psycholog [***]. Ogólnie byłam w toksycznym związku, ale jednak po wizytach u psychologa zmiana jest naprawdę wielka
Terapia potrafi przynieść naprawdę wielkie zmiany. Moja córka uczęszczała na terapię i faktycznie dzięki niej jest naprawdę o wiele lepiej, córka lepiej radzi sobie z nerwami
Każdy stara sobie radzić jak umie w takich sytuacjach. Niekiedy osoby zapisują się do psychologa czy nawet po prostu zaczynają się modlić lub słuchają pieśni religijnych
Ale intrygujący komentarz! Dlatego go zatwierdzam. Bo tak poza tym wydaje mi się oderwany od treści wpisu.
MCz
Właśnie ja od jakiegoś czasu myślę by zapisać się na terapię do psychologa. Nie tak dawno znajoma poleciła mi dobrego specjalistę, więc może akurat to będzie dobre rozwiązanie
Co do szkoleń to całkiem dobrą opcją jest mentoring. Sama planuję skorzystać z takiego rozwiązania, ponieważ można tutaj zdobyć wielką wiedzę
Czy to jest odpowiedzialny ruch ze strony pacjenta, by korzystać z usług psychoterapeutów w trakcie szkolenia, którzy jeszcze nie przeszli swojej terapii?
Jeśli dobrze rozumiem, pytanie można sprowadzić do tego, czy przejście własnej terapii jest warunkiem koniecznym bycia psychoterapeut(k)ą.
Moje zdanie na ten temat zmienia się wraz z moim doświadczeniem zawodowym. Dziś odpowiedziałbym: „I tak, i nie.”
„Tak”, bo sądzę, że rozumienie siebie jest w tym zawodzie konieczne – musimy przynajmniej wiedzieć, jakie obszary emocjonalne są dla nas szczególnie wrażliwe i umieć z ostrożnością podchodzić do tych tematów pacjentów, o których sądzimy, że wyzwalają nasze osobiste reakcje. Sądzę, że nie możemy w pełni kontrolować naszych emocjonalnych odpowiedzi na słowa pacjentów, natomiast jesteśmy zobowiązani rozpoznawać, która część tych odpowiedzi koresponduje z przeżyciami pacjentów, a która jest pochodną naszych doświadczeń – i do tego rozpoznania służy terapia własna.
„Nie”, bo nie myślę, by terapia własna pojmowana jako proces rozumienia siebie była czynnością domykalną. Uważam, że jesteśmy jako ludzie zbyt złożeni, by dawało się nas definitywnie poznać i dookreślić. Jakiś rodzaj doświadczeń samopoznawania musi być stale obecny w życiu psychoterapeutów – czy to będzie ściśle psychoterapia własna, czy inna forma przyglądania się swojemu światowi wewnętrznemu. A skoro tak, to nie można jako warunku zostania psychoterapeut(k)ą stawiać przejścia własnej terapii, bo to przejście nie istnieje. W takim sensie, o jakim piszę tutaj, terapię własną można jedynie przechodzić, ale nie przejść.
Michał Czernuszczyk