Nie wiem, czy to moja przypadłość, czy psychoterapii – że wszystko można zakwestionować. Więc jak tu złożyć życzenia? Spójrzcie:
„Wszystkiego dobrego…” – i od razu problem. Przecież każdy przytomny człowiek wie, że nie można mieć wszystkiego, tym bardziej wyłącznie dobrego.
„Zdrowia…” – tak, ale niech mi ktoś znajdzie sensowną definicję zdrowia. O patologii napisano tomy i to nie tylko dlatego, że zajmujemy się chorobą i brakiem zdrowia. Wydaje mi się, że o tym, co to jest zdrowie psychiczne, wiadomo bardzo mało, a definicje są mętne. Poza tym – czy zdrowie można osiągnąć? Może po prostu się je ma?
„Szczęścia…” – Winnicott pisał, że owszem, bywają ludzie szczęśliwi, ale my (używał tej pierwszej osoby liczby mnogiej) niestety do nich nie należymy. W ogóle psychoterapia, korzenie swoje mająca w psychoanalizie, należy do dziedzin zajmujących się mrokiem, poczuciem nieszczęśliwości, niespełnioną tęsknotą.
„Pomyślności…” – żeby los sprzyjał? Klein by się na to oburzyła (z góry przepraszam Kleinistów, jeśli godzę w ich rozumienie myśli Mistrzyni) – sprawstwo nasze jest ograniczone, wiara w byty nadprzyrodzone – nieracjonalna, podtrzymywanie przeświadczenia, że można zjednać sobie los – w maniakalnym chyba zaprzeczeniu zakorzenione.
Coś prostszego? „Pociechy z dzieci…” – akurat! Wiadomo: separacja jest koniecznym i na ogół bolesnym procesem. Jeśli do niej nie dochodzi, czyli dzieci pozostają wiecznie grzeczne i posłuszne rodzicom, należy się martwić i najlepiej iść na terapię… OK, trochę tylko przesadzam.
No to może chociaż „Pociechy z wnucząt…”? Nie, stanowczo nie. Przecież rodzice tych wnucząt to nasze dzieci. Czyli jeśli wnuki są wobec dziadków uprzejme i grzeczne, coś być może szwankuje w systemie rodzinnym i dochodzi do jakichś międzypokoleniowych koluzji, i znów trafiamy na kłopot z separacją albo choćby przeciwzależnością
„Rodzinnej atmosfery…” – pewnie, pewnie. Chociaż nie! Lepiej nie! Najpierw niech cała rodzina przejdzie długoterminową terapię systemową, a potem będziemy życzyli wszystkim jej członkom, żeby się czuli jak w rodzinie.
„Sukcesu…” – narcyzm, narcyzm, wszędzie narcyzm.
„Miłości…” – ale której? Tej od pierwszego wejrzenia? Podobno zakochanie od pierwszego wejrzenia to nieświadome odczytanie osobowości tej drugiej osoby, na ogół wynikające z naszych patologicznych uwarunkowań – więc czy rzeczywiście chcemy tego komuś życzyć? Poza tym zakochanie przemija po – jak pokazują badania naukowe – maksimum dwóch latach. Rozumiem, że oczywiście za rok można powtórzyć życzenia, ale wtedy życzymy niestałości w związkach…
Ech, przechlapane.
Pozostaje mi życzyć Państwu neurotycznej struktury ego o preferowanym przez Państwa typie… I takich wydarzeń w życiu, które nie będą wystawiały na przeciążenie wtórnych mechanizmów obronnych. Czego niniejszym życzę,
Michał Czernuszczyk