Parę dni temu odbyłem rozmowę o psychoterapii z osobami, które nie mają na co dzień kontaktu z tą dziedziną. I z ogromnym zaskoczeniem przekonałem się, że moje wyobrażenie o powszechności stosowania terminu „superwizor psychoterapii” jest mylne. Postanawiam więc napisać o tym pojęciu parę słów, bo przykład moich rozmówców pokazuje, że jego egzotyczność może zniechęcać do zgłoszenia się po pomoc do superwizora. A to byłaby strata dla osoby chcącej podjąć psychoterapię.
Certyfikat superwizora psychoterapii
Kiedy mówię o superwizorze psychoterapii, mam na myśli kogoś, kto posiada certyfikat superwizora psychoterapii. Jak już wielokrotnie i ja, i Karolina na tym blogu pisaliśmy, sytuacja prawna psychoterapii w Polsce jest taka, że każdy może nazywać siebie psychoterapeutą. Dlatego szczególne znaczenie w naszym zawodzie mają certyfikaty, wydawane przez powszechnie uznane, od lat istniejące i niezależne od podmiotów uczących instytucje, w rodzaju Polskiego Towarzystwa Psychologicznego lub Psychiatrycznego. O tym już było, więc kropka.
Nie było natomiast o tym, że poza certyfikatami psychoterapeutycznymi istnieją także certyfikaty superwizorskie. Warunkiem uzyskania tego ostatniego jest posiadanie tego pierwszego oraz spełnienie szeregu warunków dodatkowych, przede wszystkim odpowiednio długiej praktyki oraz wystarczająco dużej liczby godzin superwizji własnej.
Na czym polega superwizja
Superwizja jest podstawową formą nauczania psychoterapii. Superwizor to nauczyciel, superwizant to uczeń. Pojęcia nauczyciela i ucznia mogą być mylące, dlatego że sugerują skośność relacji, czyli dominację jednej ze stron. Zdarza się jednak, że na superwizji spotyka się dwoje bardzo doświadczonych psychoterapeutów i trudno jednoznacznie rozstrzygnąć, komu należałaby się rola nauczyciela.
Jednak nawet przy tych zastrzeżeniach upieram się przy uznaniu superwizji za zasadniczą formę nauczania psychoterapii. Psychoterapia to sztuka, umiejętność rozumienia tego, co mówi pacjent. Poprawię się – rozumienia nie tyle tego, co pacjent mówi, ale o co mu tak naprawdę chodzi. Oczywiście że to tak naprawdę może być bardzo mylące, jednak jestem przekonany (bo wiem to z własnej praktyki zawodowej), że pragnienie bycia zrozumianym i przyjętym z tym zrozumieniem jest czymś niezwykle ważnym. Ale do rzeczy.
Niekiedy słuchać i usłyszeć jest bardzo trudno, ponieważ kontakt psychoterapeuty z pacjentem jest bardzo w gruncie rzeczy emocjonalny. Tak jak pacjentowi może być trudno wyrażać siebie ze względu na natłok uczuć i brak dystansu do opisywanych przeżyć, tak i terapeucie może być trudno usłyszeć, gdy zbyt utożsami się z pacjentem (utożsamienie to nie to samo co empatia, której nigdy chyba nie może być za dużo). Superwizja to sposób na spojrzenie na proces terapeutyczny z dystansu. Głośne zadanie pytania Kim jest mój pacjent? i głośne szukanie odpowiedzi. Superwizja to także pytanie Kim ja sam jestem w kontakcie z tą konkretną osobą?
Uczestnikiem takiej rozmowy powinien być ktoś doświadczony. I właśnie ktoś taki nazywany jest formalnie superwizorem.
Superwizor to także psychoterapeuta
Warto więc jednoznacznie powiedzieć, że superwizor także jest psychoterapeutą. Przede wszystkim jest psychoterapeutą. I to bardzo doświadczonym, posiadającym odpowiednią wiedzę teoretyczną i długą praktykę.
Wniosek: jeśli szukacie Państwo psychoterapeuty i trafiacie na superwizora, możecie ufać, że ten człowiek ma spore szanse dysponować kompetencjami potrzebnymi, by pomóc.
Michał Czernuszczyk