Nieświadomość jest zjawiskiem zupełnie fascynującym. Zarazem z definicji nie możemy dostrzec własnej nieświadomości, ale możemy aż nadto wyraźnie zobaczyć przejawy jej istnienia.
Gdy chcemy zobaczyć swój fizyczny obraz, możemy przejrzeć się w lustrze. Lustro zarazem dość dokładnie nas pokazuje, ale też bardzo nas zniekształca. To zniekszałcenie nieprzypadkiem nazywane jest lustrzanym odbiciem – niby to samo, tyle że zupełnie na odwrót.
Możemy też użyć lustra społecznego – spróbować dowiedzieć się, jak widzą nas inni. Niekiedy dowiadujemy się tego zupełnie nie prosząc, a wręcz starając się uniknąć kontaktu z tą wiedzą. Zwłaszcza w sytuacjach konfliktowych inni ludzie mają tendencję do informowania nas wyraziście, jak nas widzą. I zwłaszcza w sytuacjach konfliktowych obraz nas samych, jaki zdają się widzieć, odbiega istotnie od obrazu, jaki na swój temat sami mamy. Przyjmując, że nie zawsze mamy do czynienia ze stadem baranów, złośliwców i zawistników (choć w rzeczonych sytuacjach konfliktowych jest dla nas oczywiste, że właśnie z kimś takim mamy do czynienia!), możemy przyjąć, że jednak ci inni coś tam na nasz temat prawdziwego widzą. Że właśnie choć to lustro społeczne nie jest doskonałe, to deformacja nie pochodzi wyłącznie z niedoskonałości percepcji po tamtej stronie, ale i wynika także z tego, że siebie samych widzimy inaczej niż przejawiamy się społecznie. I może właśnie ta różnica to dostępny nam przejaw istnienia w nas nieświadomości.
Jest jeszcze druga poszlaka. Trudniejsza. Nieświadomości wydaje mi się też towarzyszyć pewne egzystencjalne poczucie osamotnienia. Inni, których przejawy świadomych i nieświadomych działań widzimy bezpośrednio, mogą jawić nam się trochę jak dzieci. Siebie za to widzimy wyłącznie jako dorosłych – przynajmniej w takim znaczeniu, że dostępne nam pobudki naszych działań widzimy jako dojrzałe. To może budzić złość na innych, że nie podporządkowują się naszym, słusznym przecież, wskazówkom, postulatom, żądaniom, prośbom. A może budzić też smutek – że nie możemy im przekazać tego czegoś, co widzimy jako wskazane, słuszne, mądre.
Mnie się zdaje, że nieświadomość sprawia, że choć tak bardzo chcemy się porozumieć, efekty naszych działań są inne, niż zakładaliśmy i niż zdawało nam się, że osiągniemy. Oczywiście, oczywiście, trzeba pamiętać o poprawce na to, że możemy mieć do czynienia z osobami mniej pojętnymi… Ale nawet wtedy mimo starań potrafimy osiągać zupełnie przeciwne rezultaty do zamierzeń. Może to jest okazja, by wziąć pod uwagę, że sami jesteśmy na swój temat czegoś nieświadomi?