Dlaczego psychoterapeuci nie odpowiadają na pytania – a przynajmniej nie odpowiadają wprost, przejrzyście i od razu. A też o tym, że psychoterapeuci i politycy to wcale nie tak różne zwierzęta – przynajmniej niektórych jednych i drugich cechuje poczucie misji i kierowanie się dobrem ludzkości

Ale też myślałem, by pisać o poczuciu humoru i dystansie do siebie. Jak typowy polityk… Przepraszam, nie to miało być, tylko: jak typowy intelektualista… Nie, znowu źle. To może: jak typowy psychoterapeuta nie mogę się jednak zdecydować, tylko nad wszystkim zastanawiam się bardzo długo. Więc nie wiem, do czego piję umieszczając ten cytat, ale że cytat ładny, to umieszczam go nie wyrażając intencji i nie komentując specjalnie.

Na pewno można go czytać pod „polityk”/„intelektualista” podstawiając „psychoterapeuta” – ale nie zawsze się to sprawdzi.

… doskonale wiem z własnego doświadczenia i z doświadczeń wielu moich kolegów, jak trudnym zadaniem dla niezależnego intelektualisty – który przez całe życie przyzwyczaił się do krytycznego analizowania świata i nieustannej obrony konkretnych, czystych zasad – jest dostosowanie się z dnia na dzień do zasad praktycznej polityki. W sytuacjach, kiedy trzeba dokonać szybkiego i jednoznacznego wyboru spomiędzy dwóch możliwości, z których żadna nie wydaje się idealna, intelektualista ma zazwyczaj tendencję do podejmowania filozoficznych rozważań, co przeważnie przynosi gorszy skutek niż wybór nawet najgorszej możliwości. Tam gdzie trzeba wypowiedzieć proste, wyraźne i zrozumiałe dla wszystkich hasło, intelektualista przeważnie wdaje się w skomplikowane i trudne dla wyborców dywagacje. Wtedy gdy powinien otwarcie powiedzieć, że pragnie pełnić jakąś funkcję i zdecydował się walczyć o nią, bo najlepiej wie, jak ją wykonywać, przeważnie relatywizuje swoje stanowisko i nieustannie powtarza obywatelom coś, czego wcale nie chcą od niego usłyszeć: że nie chodzi mu o władzę i że przyjąłby tę funkcję jako konieczność, bo traktuje ją jako ofiarę. Ludzie jednak wcale nie chcą przywódców, dla których ich misja stanowi ofiarę i którym przynosi ona cierpienie. Tam gdzie powinien postępować pragmatycznie i być otwarty na ewentualne kompromisy, podkreśla własne zasady i staje się niekomunikatywny; za to tam, gdzie powinien niezłomnie bronić zasad, ryzykując nawet konfliktem, akcentuje własną tolerancję i zaczyna przesadnie czy wręcz masochistycznie wczuwać się w sytuację swego przeciwnika. Kiedy życie, sytuacja, rzeczywistość polityczna i odpowiedzialność przypisana do jego funkcji stawiają go wobec konieczności obrony czegoś, co jako niezależny i nieograniczony przez nic intelektualista zdecydowanie potępiał, wpada w konfuzję, a jego tłumaczenia z zasady brzmią znacznie gorzej niż jasna wypowiedź kogoś, kto od zawsze wiedział, że polityka to sztuka tego, co jest możliwe. Oczywiście każdy polityk musi być także dobrym kierownikiem zespołu, który potrafi się otoczyć efektywnymi ludźmi i odpowiednio im rozdzielić pracę. Intelektualista zaś nigdy nikim nie kierował, więc jest przyzwyczajony do wykonywania wszystkiego samodzielnie. Pracuje więc do upadłego, zaś efekty jego pracy są minimalne, a czasem wręcz w ogóle niewidoczne. Jako osoba zazwyczaj bardzo delikatna i wrażliwa ogromnie się tym przejmuje – podobnie zresztą jak wszystkim innym – źle znosi własne niedociągnięcia i co chwila popada w depresję czy stan utraty nadziei. Bogaty rejestr takich i podobnych niedogodności dla intelektualisty w polityce mógłbym jeszcze długo rozwijać.

A ja długo mógłbym przepisywać słowa Havla, który, co prawda, pisze o innych czasach, innych ludziach, innych zawodach, innych kontekstach – ale jak ładnie pisze! I jak uniwersalnie.

Michał Czernuszczyk

fragment pochodzi z eseju Václava Havla „Intelektualista w polityce” w tłumaczeniu Andrzeja S. Jagodzińskiego, zamieszczonego (eseju, nie tłumacza) w książce „Siła bezsilnych i inne eseje”, wydanej przez Agora SA w 2011 r. (str. 249-250)

Michał Czernuszczyk

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *