Zbrodnia z premedytacją – z innej perspektywy

Żeby podzielić się refleksją nad pewnymi aspektami sztuki Zbrodnia z premedytacją na podstawie opowiadania Witolda Gombrowicza, o której Michał pisał niedawno, przedstawię krótkie streszczenie.

W pewnym dworku, późnym wieczorem, zjawia się sędzia śledczy – w interesach. Nie posłano po niego koni, gdyż, jak się okazuje, człowiek, do którego miał sprawę – pan domu – zmarł tego ranka, pozostawiając żonę i dwójkę dorosłych dzieci. Sędzia podejrzewa i insynuuje, że człowiek ów został zabity przez kogoś z domowników. Zręcznie manipulując doprowadza do przyznania się do winy i skazania syna.
Sztuka jest poruszająca. To, co zrobiło na mnie największe wrażenie, to siła uczuć, niejednoznacznych i skomplikowanych uczuć członków rodziny do męża i ojca. Obserwujemy, jak w bardzo sugestywny sposób żałoba i żal po śmierci mieszają się z wcześniejszą miłością i nienawiścią. Wydaje się, że każda z osób ma coś na sumieniu wobec zmarłego, to coś jednak to nie czyny, lecz myśli, a przede wszystkim emocje. Manipulacje sędziego w połączeniu z napięciem wywołanym śmiercią owocują tym, że syn jest gotów przyznać się do zbrodni, której nie popełnił. Być może momentami życzył ojcu śmierci, być może czasem go nienawidził. Obwinia się o to i gotów jest ponieść karę.
W gabinecie bardzo często obserwuję, jak ludzie nie mogą sobie wybaczyć myśli czy uczuć. Zwłaszcza tych wrogich, kierowanych do bliskich osób. Czasami bardzo trudno jest im mówić źle na przykład o rodzicach, tak jakby ich słowa wypowiedziane w gabinecie terapeutycznym miały niszczącą moc. Wydaje się, że istnieje powszechna tendencja do utożsamiania myśli z czynami. To, że się ma ochotę kogoś zabić, nie oznacza jeszcze, że jest się winnym zabójstwa. Szczególnie trudne są sytuacje, w których ludzie obwiniają się o złe myślenie o kimś, komu faktycznie coś złego się przydarzyło. Często przeżywane w takich sytuacjach poczucie winy owocuje wymierzeniem sobie kary – tak można rozumieć przyznanie się do winy syna we wspomnianej sztuce.

Zauważyłam, że często źródłem ulgi bywa konfrontacja z pewnymi faktami: że myśli nie są równe czynom; że mieć złe myśli to nic złego; że (jak pisała Judith Viorst w mojej ulubionej książce „To, co musimy utracić”) nikogo się tak żarliwie nie nienawidzi jak własnego męża czy przyjaciółki – co nie przeszkadza ich kochać i mocno dobrze życzyć w innych momentach.

Psychoterapia pozwala lepiej zdać sobie sprawę ze złożoności i niejednoznaczności naszego przeżywania i ułatwia odbarczenie się od poczucia winy z powodu tego, co myślimy lub czujemy. Pozwala także na to, żeby przestać karać siebie i innych za nasze złe myśli. Pozwala przestać nienawidzić rodziców.

Karolina Szczęsna-Czernuszczyk

Karolina Szczęsna-Czernuszczyk

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *