czyli o pamięci i przebaczeniu
Wydaje mi się, że ze stwierdzeń „Wszyscy dorośli byli kiedyś dziećmi, ale niewielu z nich o tym pamięta” (autorstwa Antoine’a de Saint-Exupery) i „Wszyscy dorośli byli kiedyś dziećmi, ale wielu z nich pamięta tylko to, co chce pamiętać” (autorstwa Anny Golus, podpisanej pod artykułem „Nie bądź niegrzeczna” w Tygodniku Powszechnym z 26 maja 2019 r.) psychologicznie trafniejsze jest to pierwsze. To mechanizmy obronne nieświadomości nie dopuszczają do świadomości pewnych treści, a nie świadomość postanawia zepchnąć te treści w niebyt. Raczej nie udaje nam się czegoś pomyśleć, niż myślimy, że o czymś myśleć nie będziemy. Właśnie dzięki takiemu kierunkowi potencjalnej (bo nie zawsze mającej miejsce) wędrówki treści psychoterapia jest możliwa – przyjmujemy, że istnieje możliwość wydobycia treści z nieświadomości, w której do czasu pozostają, ponieważ są zbyt bolesne, destabilizujące i sprzeczne z obrazem nas samych.
Postanowiłem odezwać się w sprawie tego artykułu, ponieważ pytanie, jak to się dzieje, że bite dzieci wyrastają na bijących dorosłych, jest zasadniczo ważne, bo tylko gdy zrozumiemy ten mechanizm, będziemy w stanie go zatrzymać. Żeby znalezienie odpowiedzi było możliwe, potrzeba – jak sądzę – dwóch rzeczy: przekonania o istnieniu nieświadomości oraz rozróżniania między usprawiedliwieniem a wyjaśnieniem.
Zacznę od drugiego punktu: to, że rozumiemy czyjeś zachowanie i sposób myślenia, nie musi być równoznaczne z usprawiedliwianiem tego kogoś. Przeciwnie – do tego, by rozważać usprawiedliwianie i przebaczenie, konieczne jest wcześniejsze zrozumienie, co ten ktoś w swoim przekonaniu robił i zrobił, jednak w żadnym razie nie musimy wybaczać, gdy zrozumiemy. Podobnie możemy myśleć o tym, co sami zrobiliśmy – możemy to rozumieć, ale to nie znaczy, że zawsze akceptujemy własne postępki i je usprawiedliwiamy. Jestem przekonany, że właśnie ten odstęp między rozumieniem a usprawiedliwieniem jest naszą najzdrowszą częścią, działaniem ego w rozumieniu struktury osobowości (a nie egocentryzmu), naszą świadomością.
Myślę, że właśnie świadomość zawodzi, gdy z bitych dzieci wyrastają dorośli, którzy sami biją własne dzieci. Zawodzi w ten sposób, że nie mieści jednocześnie rozumienia, dlaczego rodzice postępowali tak okrutnie, jak i nieusprawiedliwiania ich. Jeśli nie mogę zrozumieć wcześniejszego pokolenia, nie rozumiem siebie, a gdy nie rozumiem siebie, nie mogę w pełni o sobie decydować. Nie zgadzam się z panią Anną Golus, że bite dzieci „nie pamiętają upokorzenia, przerażenia, osamotnienia, niesprawiedliwości, gniewu, poczucia bycia zdradzonym przez tych, którzy mają chronić, a nie ranić.” Myślę, że często pamiętają. Tylko nie potrafią tak pomyśleć o sobie jako o upokorzonych, przerażonych, osamotnionych, by nie odrzucić tej części rozumienia postępowania rodziców, która zbyt bliska jest usprawiedliwiania. Poczucie krzywdy jest tak duże, że maksyma Człowiekiem jestem i nic co ludzkie nie jest mi obce zmienia się w Człowiekiem jestem i nic co ludzkie poza biciem dzieci nie jest mi obce.
I tu przyda się wiedza o istnieniu nieświadomości: obszar ludzkiego doświadczenia odpowiedzialny za to, że rodzice biją dzieci, może zostać nieświadomy także u tych bitych dzieci. A skoro tak, dochodzi do nieciągłości myślenia – pamiętam, jak okropnie było być bitym, ale nie powstrzymuje mnie to przed biciem własnych dzieci.
Też sobie pozwolę (jak autorka artykułu) zakończyć manifestem: nie oczekujmy, że nasze dzieci zrobią to, czego my nie potrafimy. Nie próbujmy wychowywać ich do tego, czego sami nie umiemy. Jeśli mamy to szczęście, by dostrzec, że postępujemy w sposób niezgodny z własnym sumieniem – zajmijmy się wychowaniem samych siebie, czyli przede wszystkim spróbujmy siebie zrozumieć. Idźmy do psychoterapeuty.