Magdalena Kotyza z Fundacji DO udzieliła wywiadu Agnieszce Rodowicz z Dużego Formatu. Mówi o piciu alkoholu, uzależnieniach w ogóle i pomyśle, by do leczenia uzależnienia nie wymagana była pełna abstynencja, a jedynie ograniczenie spożycia alkoholu. Ciekawe, bo dyskusyjne. Zwłaszcza dla tych, którym wiedza o leczeniu uzależnień może być zasadniczo przydatna, bo są uzależnieni lub zastanawiają się, jak to z nimi jest. A także dla psychoterapeutów, którzy spierają się (na forach internetowych wręcz biją się) o to, czy leczenie przy ograniczaniu, a nie eliminowaniu substancji ma sens.
A ja bym chciał napisać o temacie powiązanym, o kwestii korzystania z psychoterapii przez osoby uzależnione. Wątpliwość jest taka: skoro korzystanie z substancji stanowi sposób radzenia sobie z uczuciami na trzeźwo trudnymi do wytrzymania, to jak poradzić ma sobie ktoś, kogo atakują nie tylko te trudne do wytrzymania uczucia, ale i głód? Odstawianiu substancji będzie towarzyszyło silniejsze przeżywanie emocji, gdyż nie będzie dotychczasowej tarczy, jaką stanowi chemiczne znieczulenie się. Głód wynika jednak nie tylko z fizycznego zapotrzebowania układu nerwowego na upragnioną przez receptory substancję, ale też z braku alternatywnej strategii radzenia sobie z niechcianymi stanami wewnętrznymi. Czyli ktoś, kto chce przestać zażywać, ma naprawdę pod górkę. Gdyby korzystać z metafory ścieżki wiodącej w górę lub w dół, można by powiedzieć, że kiedy zmierza się ku dnu, droga jest pewnie względnie łatwa, bo teren się obniża. Za to kiedy człowiek postanawia wytrzeźwieć, ścieżka zaczyna piąć się w górę. Cholera…
Kiedyś, gdy zaczynałem się uczyć psychoterapii, obowiązywała szkoła, że ktoś, kto jest uzależniony, nie powinien podejmować psychoterapii, tylko terapię uzależnień. Rozdzielność terminologiczna, dziś już zniesiona, miała podkreślać odrębność dziedzin. Ten pierwszy termin oznaczał zajmowanie się emocjami, relacjami, światem przeżyć, czyli był tak zwaną pracą ze świadomością. Ten drugi – nie oszukujmy się, jakiś taki gorszy trochę, z góry przez nas widziany – kojarzył się raczej z pobytem na detoksie, przejściem przez czas, w którym człowiekowi tak z nawyku chce się napić/zaćpać. Czyli, choć wstyd to przyznać, zasada była taka, że jak się, człowieku (to per ty tutaj pojawia się nie przypadkiem), wyleczysz, to przyjdź do nas zastanawiać się nad głębszymi sprawami.
Z czasem przekonywałem się o nietrafności tego podejścia. Ci, którzy biorą, biorą przede wszystkim dlatego (taka jest przynajmniej moja profesjonalna opinia), że trudno im na trzeźwo doświadczać tych wszystkich okropnych uczuć. Jest oczywiście i taka grupa uzależnionych, którzy uzależnili się względnie przypadkiem, tj. ich podatność na uzależnienie była wystarczająco duża, by uzależnili się przy spożywaniu dawek na ogół nie wyzwalających nałogu. Pamiętajmy przecież, że potencjał do uzależnienia jest zindywidualizowany i zależy od szeregu właściwości osobniczych, których nie sposób wcześniej sprawdzić. Naprawdę są i tacy ludzie, którzy piją codziennie, a się nie uzależniają – ale oczywiście nie należy sprawdzać empirycznie, czy słusznie mamy nadzieję, że i my należymy do tej grupy!
Czyli kiedyś było tak w środowisku psychoterapeutycznym, że sądzono, że psychoterapia i terapia uzależnień są oddzielnymi oddziaływaniami psychologicznymi. Że pierwsza ma charakter raczej analityczny, oparty na refleksji i introspekcji, natomiast druga jest rodzajem treningu, nabywaniem lub hamowaniem nawyków. I że najpierw ta pierwsza, a potem ewentualnie druga.
Jednak obecnie z problemem uzależnienia, czy też – by nie używać stygmatyzującej terminologii – używania zmaga się coraz więcej osób. Rośnie w Polsce spożycie alkoholu, jak i innych substancji psychoaktywnych. Coraz popularniejsze są kokaina i heroina oraz narkotyki syntetyczne, bardzo silnie uzależniające. Jednocześnie zmienia się, a dokładniej – poszerza, profil społeczny osób używających substancji; użytkowniczka czy użytkownik to nie tylko ktoś, kto orientuje swoje życie na branie, tylko ktoś, kto prowadzi rodzaj podwójnego życia, to znaczy, potrafi funkcjonować bardzo dobrze, ponadprzeciętnie w obszarze zawodowym, cieszy się prestiżem i sukcesem finansowym, a równolegle bierze dla rozrywki, chemseksu, relaksu, nawet czasem w imię mistyki czy duchowości.
Czyli: po jaką pomoc psychologiczną ma zgłosić się ktoś, komu już jest ciężko emocjonalnie, więc sięga po substancje psychoaktywne – po jaką więc ma pomoc sięgnąć, by poradzić z tychże substancji odstawieniem? Najpierw odstawić, potem na psychoterapię? Czy najpierw na psychoterapię, by móc odstawić? Hm. Zasadność tych pytań pokazuje, jak trudne może być wychodzenie z uzależnienia i że nie ma prostych odpowiedzi. Drogą może być łączenie form pomocy psychologicznej, np. w postaci korzystania z serii terapii – oddziału dziennego, długoterminowej psychoterapii indywidualnej, czasem równolegle z grupą, a do tego sięganie po farmakoterapię.