Hm. Zastanawiam się, kto może być autorem komentarza, jaki niedawno pojawił się na niniejszym blogu:
Pacjent? A skąd pacjent wie, że „dużo osób sobie chwali tego psychoterapeutę”? Bo jeśli ten ktoś piszący i jego bliscy są pacjentami tej samej osoby, źle to świadczy o profesjonalizmie terapeuty. Do terapii nie przyjmuje się krewnych i przyjaciół (powinienem też dodać – małżonków, którzy przecież często w momencie zgłaszania się na psychoterapię są sobie nieprzyjaciółmi), ponieważ zadaniem terapeuty jest patrzeć oczami pacjenta, czy też – jak niektórzy mówią – wejść w jego buty. Jako że terapeuta ma najwyżej jedną parę nóg, to – idąc za tą drugą metaforą – nijak nie uda mu się przywdziać więcej niż jednej pary butów (no, dobrze, może by mu się jakoś udało, ale ja tu mówię o normalnym zakładaniu butów, tak po ludzku). Zasada neutralności terapeuty kłóci się z przyjmowaniem do terapii osób, które dobrze się znają i pozostają w żywych relacjach. Wyjątek stanowi oczywiście terapia rodzinna, jednak zastanawiam się, jak wielka musiałaby być rodzina, by potem można było napisać, że to „dużo osób”.
„Metody i techniki są na czasie”? – to raczej komentarz specjalisty, np. superwizora, w każdym razie kogoś, kto ma bezpośredni dostęp do metod i technik pracy. Jednak chwalenie superwizanta w internecie…?
Oczywiście to sam dr … może być autorem wpisów. Ale to też budzi wątpliwości dotyczące kompetencji owego terapeuty – mianowicie terapeuta nie powinien mieć kontaktu z pacjentami poza gabinetem, więc skąd przekonanie, że „dużo osób sobie chwali tego psychoterapeutę”? Z gabinetu? Wyobraźmy sobie tę sytuację: pacjenci mnie chwalą, gdy np. kończą terapię. Hm. Nie budzi to mojego zaufania. Chwalenie kogoś jest wyrazem relacji, w której jest duży dystans, różnica poziomów, gra w spełnianie oczekiwań i przymilność. Nie, według mnie to się kłóci z prawdziwym kontaktem terapeutycznym, gdzie, owszem, jest miejsce na wdzięczność, serdeczność, docenienie, ale nie na tak płytkie zaspokajanie próżności czy to terapeuty, czy pacjenta.
Czyli może kiepski marketingowiec? Może. Proponowałbym jednak zastanowić się nad taką formą promocji, bo istnieje obawa, że przynosi więcej szkód, niż zysku. I psuje obraz psychoterapii.