Dlaczego wiosny nie będzie

Podobno wraca zima. W najbliższy weekend ma być mróz. A już myślałem, że będzie wiosna… Nie znoszę zimy. Tym bardziej takiej nawracającej. Z pewnością ktoś jest odpowiedzialny za taki stan rzeczy. Przydałoby się ustalić, kto. Zrzucić na kogoś winę. Móc mieć do kogoś pretensje. Niech mi się tylko ktoś nawinie pod rękę… Acha, jest kandydat: Paul Wachtel! No, może nie we własnej osobie, ale w postaci książki „Terapia relacyjna w praktyce psychoterapii” w tłumaczeniu Sylwii Pikiel (wyd. Harmonia Uniwersalis 2012). Wdzięczna ofiara – proszę mi wierzyć!

Otwieram książkę na chybił trafił i już wiem, kto jest odpowiedzialny za powrót zimy.

Potencjalne zagrożenie związane z używaniem w rozważaniach teoretycznych koncepcji wielości stanów własnego Ja, z których każdy ma własną indywidualność lub „osobowość”, polega na tym, że może ona podlegać reifikacji. Na przykład Bromberg, którego ten sposób rozumowania prowadzi do stosowania interwencji klinicznych w istotnych punktach, zbieżnych z poglądami przedstawionymi w niniejszej książce, mimo to od czasu do czasu opisuje to, co robi, w sposób, który może u czytelnika rodzić wątpliwości dotyczące granicy między źle umiejscowioną konkretyzacją a twórczą i produktywną metaforą.

s. 150-151

Dość! Jestem pewien, że to właśnie przez takie treści wraca do nas zima! Wiosna i inne życzliwe pory roku mogą nas nie lubić za to, że u nas są takie książki! Mogą nas unikać przez cały rok! Ja też bym się wystrzegał (dobrze, daruję sobie kolejny wykrzyknik).

Potencjalne zagrożenie, hm… A może być jakieś inne zagrożenie niż potencjalne? Kiedy przestaje być potencjalne, to chyba już staje się mogiłą, prawda? A dalej: co jest podmiotem pierwszego zdania? Zagrożenie, prawda? To jaka ona nagle może podlegać reifikacji?! Poza tym, jaka reifikacja? Tak, rozumiem, że jeśli zajrzeć na https://pl.bab.la/slownik/angielski-polski/reification, widać, że angielskie reification oznacza reifikacja, ale – bój się Boga, czy do diabła, jak kto woli – nie da się tego normalniej powiedzieć? Trzeba uczenie? Nie, nie trzeba, dlatego że Wachtel rozpoczyna to zdanie od nieformalnego pitfall (kłopot, pułapka), czyli odstępuje od sztywnego języka naukowego, który po angielsku jest jeszcze sztywniejszy niż po polsku.

Nie mogę się odczepić od pierwszego zdania, a jeszcze czeka nas drugie, dłuższe. Ale też pierwsze zdanie samo się prosi. Na przykład ta własna indywidualność lub „osobowość”. Angielskie or nie zawsze oznacza lub, tylko np. czyli, innymi słowy. Ten fragment mógłby brzmieć: stanowi oddzielną tożsamość, którą zwiemy „osobowością”, no nie?

Brombergowi z drugiego zdania to się właściwie nie dziwię, że stosuje interwencje w krytycznych punktach. Też tak robię. Chociaż chyba się pogubiłem, jaki ten sposób rozumowania go do tego prowadzi. Ale to pogubienie pomijam, bo dopiero potem trafiam w gąszcz zagadek. Bo jakie mimo to? Mimo co? I czemu od czasu do czasu opisuje to, co robi? To znaczy – przepraszam, nie dziwię się tyle temu, że robi to od czasu do czasu, ale temu, że Wachtel o tym pisze. Gdyby każdy tekst Bromberga składał się z wymieniania, co ów Bromberg robi, taki tekst byłby raczej awangardowym dziełem sztuki, a nie naukową rozprawą nt. psychoterapii. Ewentualnie kontynuacją Ulissesa.

No, dobrze, to już wiem przez kogo wiosna nas opuszcza. Ależ mnie to złości…

Michał Czernuszczyk

PS. A tutaj oryginał tego fragmentu. Niby tylko w innym języku, ale jakoś tak jakby co innego tu było napisane…

Paul Wachtel, Relational Theory and the Practice of Psychotherapy

Paul Wachtel, Relational Theory and the Practice of Psychotherapy, p. 138

Michał Czernuszczyk

3 Comments

  1. Zostałam kiedyś nauczona jednej z najbardziej prymitywnych form autosugestii, która polegała w gruncie rzeczy na negowanie rzeczywistości. Na przykład – gdy jest mi zimno, mówię że jest ciepło, sympatycznie, że czuję się doskonale i całe swoje głośne wywody ozdabiam uśmiechem. Nie twierdzę, że jest to metoda uniwersalna, ani nawet dobra – ale serio zima mi już tak nie przeszkadza… W którymś z setnych lub tysięcznych epizodów zdołałam samam siebie przekonać do tego, jak bardzo lubię zimę. Albo po prostu straciłam kontakt z rzeczywistością. Jedno z dwóch, ale zima jest z pewnością prze-cu-do-wna.
    Gorące pozdrowienia:)

  2. Panie Michale, ale chwilkę, bo ja chyba nie łapię Pańskiego “PS”…
    Bo ono trochę sugeruje że to Sylwia nie dowiozła. Czytając Pana tekst byłam przekonana że wkurza Pana uskuteczniający naukowy bełkot Paul. Aż dotarłam do PS i się skonfundowałam 😉

    Jako tłumaczka z wykształcenia (ale, gwoli ścisłości, już nie z wykonywanego zawodu) czuję potrzebę skomentowania. Otóż na studiach tłukli nam do głowy że tłumacz ma być jak lustro. Więc jeśli dostajesz bełkot do tłumaczenia, masz prawo przełożyć to na bełkot. Owszem, można próbować poprawiać oryginał i Pani Sylwia mogła trochę bardziej nad swoim tekstem popracować, no ale z drugiej strony z pustego i Salomon nie naleje. I moim zdaniem choćby na głowie stanęła, to raczej i tak byłoby to niezrozumiałe.

    Pozdrawiam z korpobiura w którym z kolei królują dedlajny, asapy, fakapy, kejpiaje, arefaje i wszelki inny Ponglish 😉

    • Dobrze – skonfrontowany przyznaję, że uważam za słabe tłumaczenie, a nie oryginał. Paula Wachtela słyszałem w paru wystąpieniach – mówił świetnie, inteligentnie i składnie. Czy tak też pisze? Pierwsza wydana po polsku książka jest w porządku: nie bardzo gęsta, ale istotna. Daje się czytać rozdziałami, a nie stronami.
      Wybrałem fragment „Terapii relacyjnej…”, jak pisałem, przypadkowy. Wyrwany z kontekstu – ale po angielsku zawierający jakąś treść. Po polsku… Proszę dać to komuś do przeczytania, a potem skłonić do sparafrazowania. Myślę, że to jest po prostu niezrozumiałe.

      Pani komentarz każe mi się zastanowić oczywiście, na ile życzliwie czytam oryginał, bo Wachtela lubię i cenię, a nie chcę widzieć, że ta książka to bełkot, jak Pani pisze. Przemyślę.

      Bardzo dziękuję za komentarz. Bardzo się zawsze cieszę, gdy ktoś reaguje, i to reaguje takim zaproszeniem do rozmowy.
      Michał Czernuszczyk

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *