Dlaczego ludzie decydują się być w terapii

Przez temat „Dlaczego ludzie decydują się być w terapii” rozumiem rozważanie tego, dlaczego ktoś, kto już podjął terapię, decyduje się w niej pozostawać – a nie to, dlaczego ludzie zgłaszają się do psychoterapeuty.

Oczywiście zacząć należy od tego, że pacjenci doświadczają ulgi i poprawy samopoczucia, a także ustępowania objawów. Sądzę jednak, że takie doświadczenie może uzasadniać zarówno pozostawanie w terapii ze względu na nadzieję na dalszą poprawę, jak i decyzję o zakończeniu terapii z poczuciem sukcesu.

Myślę raczej o samej rozmowie terapeutycznej. Przekonuję się z czasem wykonywania zawodu psychoterapeuty, jak bardzo ludzie cenią pewne podstawowe cechy rozmowy terapeutycznej. Po pierwsze, fakt, że w ogóle rozmowa jest możliwa. Zaskakujące? Niekoniecznie – doświadczeniem niestety bardzo wielu osób jest tak duża samotność (choć czasem jest to samotność w tłumie), że naprawdę nie mają z kim pogadać. Codzienność oferuje okazje do zamienienia paru słów z innymi ludźmi, ale zwykle są to słowa ściśle związane z sytuacją, powtarzające się, mało tyczące osób mówiących.

Docieramy w ten sposób do drugiej cechy rozmowy terapeutycznej, mianowicie do tego, że jest to rozmowa osobista, poświęcona ściśle komuś, kogo w gabinecie terapeutycznym na ogół określa się mianem klienta lub pacjenta (sam wolę to drugie określenie, bo mimo że bardziej medyczne, wywodzi się z łacińskiego rdzenia oznaczającego cierpienie i wskazuje, że ów ktoś zgłasza się po pomoc, a nie tylko usługę). Co ciekawe, fakt, że rozmowa ma osobisty charakter, okazuje się niekiedy nie tylko wsparciem, ale i utrudnieniem – nienawykli do otwartych rozmów, rozmów, którym towarzyszy intymna atmosfera, możemy poczuć się onieśmieleni, zawstydzeni, czy wręcz przestraszeni intensywnością skupienia na nas samych, naszych odczuciach, przemyśleniach, doświadczeniach.

Po trzecie, rozmowa terapeutyczna to rozmowa szczera. W psychoterapii warto decydować się na maksimum jawności i autentyczności w nazywaniu zarówno naszych wspomnień i myśli dotyczących tego, co poza gabinetem, jak i wrażeń i uczuć budzących się podczas kontaktu z psychoterapeutą. Jakże wspaniale by było, gdyby terapeuta potrafił odkryć w nas to, czego wypowiedzieć nie śmiemy, a co jednak chcielibyśmy jakoś przekazać! Myślę jednak, że tylko niewielka część z nas, specjalistów (terapeuci, bardzo mi przykro), potrafi odczytywać pacjentów naprawdę głęboko, tak że pacjenci nie muszą dawać bezpośredniego, werbalnego wglądu w to, co się w nich dzieje. Czy to źle? Marzyłbym o posiadaniu takiego talentu, który pozwalałby mi rozumieć ludzi bez słów, ale… Ale – czasem myślę – może wcale nie o to chodzi w terapii. Może właśnie rzecz w tym, że pewne słowa muszą być wypowiedziane i że warunkiem prawdziwej bliskości i wzruszenia jest to, że wspólnie przekraczamy ograniczenia własne i tej drugiej strony.

Wracając do tematu: czwartą i ostatnią cechą, o jakiej chciałbym napisać, jest obecność granic w rozmowie terapeutycznej. Przez granice rozumiem przede wszystkim granice czasowe i fizyczne – psychoterapia odbywa się przez z góry wyznaczony czas (i w znaczeniu pojedynczej sesji, jak i całości terapii), z ustaloną częstością, w konkretnym miejscu, spełniającym określone standardy (np. gwarantujące poufność rozmowy). Granicę stanowią także umowy regulujące kwestię płatności – stałość stawki, zasady płatności w przypadku odwoływania sesji, sposób płacenia (np. gotówką lub przelewem, raz w miesiącu lub po każdej sesji). Jeszcze innego rodzaju granicą jest kontekst miejsca, w którym odbywa się terapia i które jest do tego przeznaczone – czy toczy się ona w publicznej placówce, czy też w ośrodku, czy gabinecie psychoterapeutycznym. Jakie znaczenie dla pacjentów mają granice i dlaczego są cenione? Po zastanowieniu dochodzę do wniosku, że tę kwestię pozostawiam osobom zainteresowanym psychoterapią do osobistego zbadania. Byłbym skłonny rozpisać się o pożytkach wynikających z konsekwentnego trzymania się przez terapeutę umów zawieranych z pacjentem na początku terapii – ale byłoby w tym coś nadto formatującego, warunkującego doświadczenie, nim jeszcze to doświadczenie w ogóle zaistnieje.

Michał Czernuszczyk

Michał Czernuszczyk

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *