Oczywiście, że pomaga – inaczej bym się tym nie zajmował. Ale pomaga inaczej, niż można się spodziewać, a to może być źródłem zawodu i rozczarowania. Z kolei rozumienie mechanizmu, na jakim opiera się psychoterapia, może istotnie wesprzeć możliwość skorzystania z niej.
Psychoterapia nie działa jak lekarstwo. Nie można psychoterapii zaaplikować i czekać, aż pojawi się pożądany skutek. Dlaczego? Dlatego że w jakimś sensie choroba, którą chcemy leczyć psychoterapią, nie istnieje. „Choroba” to etykieta na coś obcego, niechcianego, szkodliwego. Rzeczywiście wiele trudności, z jakimi ludzie zwracają się do psychoterapeuty, jest właśnie obce, niechciane, szkodliwe. Jednak zjawiska psychiczne nie są odrębnymi bytami, pojawiającymi się przez istnienie bakterii i psychicznych wirusów. Psychika ludzka stanowi całość, nawet jeśli dostępna nam świadoma część jest dość niewielka. Nie możemy więc odciąć, wyciąć, usunąć, unieszkodliwić części jej aktywności bez zaburzania pracy całości.
Wyobraźmy sobie rodzinę, w której rodzice jako para przechodzą kryzys. Kłócą się, odnoszą do siebie nawzajem z jawną lub skrywaną wrogością, grożą rozwodem, jest między nimi napięcie. Oboje doświadczają niemożności dogadania się – na ogół, co zrozumiałe, towarzyszy temu przeświadczenie, że to z tą drugą osobą coś jest nie tak i że to ona powinna coś ze sobą zrobić. Wyobraźmy sobie dalej, że w rodzinie tej jest też dziecko, które nieuchronnie dostrzega konflikt rodziców. Badania naukowe pokazują, że 1) dzieci wyczuwają bardzo dużo, a co najwyżej mogą tego, co czują, nie rozumieć, bo brak im do tego nazwy i oglądu, jakim dysponuje dorosły, 2) wrogość wyrażana jest silnie na poziomie niewerbalnym, niemożliwym do opanowania. Skoro tak, dziecko z naszej przykładowej rodziny czuje najprawdopodobniej, że rodzice się kłócą. Bardzo często dzieci reagują na podobne sytuacje dwoma uczuciami: lękiem i poczuciem winy. Boją się, że dzieje się coś złego, a poczucie winy pomaga ten lęk nieco zmniejszyć, ponieważ mówi dziecku, że to ono jest odpowiedzialne (a więc sprawcze) za sytuację między rodzicami. Im mniej rodzice rozmawiają z dzieckiem o tym, że jego spostrzeżenia są słuszne („Rodzice się kłócą.”), ale niesłuszne są przypuszczenia, że to dziecko jest winne („To jest wyraz złości między nami, a nie na ciebie.”), tym silniejsze będą nieświadome reakcje dziecka, a więc tym bardziej prawdopodobne, że pojawi się tzw. objaw. Na przykład dziecko zacznie się niegrzecznie zachowywać, sprawiać kłopoty wychowawcze w szkole, zacząć nagle dostawać znacznie gorsze stopnie. Skąd ta zmiana zachowania? Można przyjąć, że dziecko – znów niekoniecznie świadomie – widzi swój wpływ na układ rodzinny. Jeśli może zachować się w sposób, który zmniejszy lęk, zapewne będzie się tak właśnie zachowywać coraz częściej. Bo przecież co zrobią rodzice, gdy spostrzegą, że ich dziecko nagle zachowuje się „źle”? Po pierwsze, jest szansa (szansa z punktu widzenia dziecka), że się przestraszą, a to zmniejszy złość – bo musimy czuć się bezpieczni, by się złościć. Po drugie, skupią się na dziecku, co także może ograniczyć ich konflikt. Po trzecie, być może zjednoczą wysiłki na rzecz zajęcia się dzieckiem – a to już w ogóle pełen sukces, bo dziecku, co prawda dużym kosztem, udaje się przekierować uwagę z tego, co dzieli rodziców, na to, co ich łączy. Cena dla dziecka jest taka, że jego poczucie winy znajduje potwierdzenie – rodzice rzeczywiście zaczynają patrzeć na nie gniewnie albo przynajmniej okazują zmartwienie dzieckiem.
Gdy więc w podobnej sytuacji rodzinnej nasza trójka trafi do psychoterapeuty ze względu na kłopoty z zachowaniem się dziecka, pomoc w postaci „lekarstwa”, czyli środka, który zatrzyma postępki dziecka niepożądane z punktu widzenia rodziców, mogłaby okazać się dla dziecka straszną pułapką. Tak rozumiana pomoc odbierałaby dziecku sposób na przywracanie porządku w świecie, opanowywanie zagrożenia. Mogłoby się zdarzyć, że w efekcie pojawiłyby się jeszcze silniejsze objawy.
Co więc może pomóc? To nie jest nawet kwestia docierania do przyczyny, tylko zrozumienia, co właściwie się dzieje. Gdy zobaczyć, że dziecko zachowując się „źle” (konsekwentnie używam cudzysłowu, by podkreślić, że nieświadomą intencją dziecka jest wytworzenie w rodzicach poczucia, że ono zachowuje się niewłaściwie, jakąkolwiek formę takie zachowanie przyjąć może) jedna rodziców, uspokaja ich, wpływa cementująco na trwanie rodziny, wówczas będzie można przynieść ogromną ulgę zarówno dziecku, jak i rodzicom. Dziecko słysząc rozumienie zachowania może przekonać się, że nie tylko nie jest winne, ale że stara się być pomocne, jak tylko potrafi. Czasem terapeuta namawia rodziców do wprost podziękowania dziecku i zwolnienia go z roli rozjemcy i kozła ofiarnego. Rodzice z kolei, skonfrontowani z wiedzą o wpływie, jaki ich konflikt ma na dziecko, mogą zacząć szukać bardziej konstruktywnych sposobów przechodzenia kryzysu – sposobów lepiej uwzględniających dobro dziecka.
Psychoterapia to najlepszy i często jedyny sposób, żeby poradzić sobie z ciężkimi chwilami. Świetny artykuł, pozdrawiam