W Gazecie Wyborczej ukazała się rozmowa z dr Agnieszką Szaniawską-Bartnicką na temat korzystania przez Polaków z pomocy psychiatrycznej i psychologicznej (tutaj link do Facebooka, gdzie można znaleźć odnośnik do wywiadu). Cały tekst jest ciekawy, ale mnie szczególnie zainteresował fragment dotyczący wyobrażeń, jak to było kiedyś, i tego, jak takie wyobrażenia wpływają na ogląd teraźniejszości.
Zjawisko opisuje amerykańska historyk Stephanie Coontz w książce pt. The way we never
were: American families and the nostalgia trap. Używa określenia „pułapka nostalgii” dla opisania złudzenia, że kiedyś życie rodzinne było lepsze, pełniejsze, obfitujące w bliższe relacje, bardziej bezpośrednią więź. Wzdychamy – parafrazując słowa Coontz – do przeszłości, ponieważ mamy o niej nieprawdziwe, idealistyczne wyobrażenia. Poddajemy się nostalgii i wskazujemy przeszłość jako wzór relacji rodzinnych, podczas gdy życie w naszych czasach i w naszej kulturze jest raczej łatwiejsze i to właśnie dziś relacje dzieci z rodzicami i małżonków ze sobą są względnie najpełniejsze.
Z drugiej strony, Coontz przekonuje, że nasze wrażenie nowości i unikatowości obecnych zjawisk w rodzinie i małżeństwie jest także błędne. W artykule The world historical transformation of marriage, który ukazał się w 2004 r. piśmie Journal of Marriage and Family pisze:
Istotną część kariery zawodowej historyka poświęciłam wyjaśnianiu ludziom, że wiele z tego, co w życiu rodzinnym uznaje się za nowe, w rzeczy samej istnieje w tradycji. Na przykład rodziny, w których oboje rodzice zarabiają, w historii stanowiły normę. Rodziny zrekonstruowane [w których dzieci wychowywane są przez jednego z rodziców i ich nowego partnera – M.Cz.] były kiedyś zjawiskiem częstszym niż dziś. Kiedyś konkubinaty, nieślubne dzieci, czy seks pozamałżeński uznawano powszechniej niż obecnie. W Malezji w latach ’40 i ’50 XX w. było więcej rozwodów niż dzisiaj w Stanach Zjednoczonych. W niektórych kulturach – względnie rzadko, ale jednak – akceptowano pod pewnymi warunkami nawet małżeństwa osób tej samej płci. (s. 974)
W starożytnym Rzymie (…) różnica między wspólnym zamieszkiwaniem a formalnym małżeństwem była czysto subiektywna i zależała wyłącznie od intencji partnerów. (…) Przez ponad tysiąc lat w Kościele Katolickim uznawano, że jeśli mężczyzna i kobieta stwierdzali, że dali sobie słowo – nieważne, czy w kuchni, czy na sianie – zawarli małżeństwo (s. 974).
Coontz przekonuje, że wyjątkowa jest nie określona forma konstrukcji rodziny, ale współwystępowanie form rozmaitych:
Niemal każda forma sprawowania opieki, zajmowania się dziećmi, form wspólnego zamieszkiwania, relacji seksualnych i interpersonalnej redystrybucji zasobów pojawiła się w którejś ze społeczności w jakimś momencie. Nigdy natomiast nie widziano współistnienia tak wielu alternatywnych sposobów załatwiania tych różnorodnych spraw w ramach jednego społeczeństwa (s. 974).
Jakie to ma znaczenie dla psychoterapii? Z pewnością bardzo wpływa na ogląd przekazu międzypokoleniowego, a także myślenia (świadomego bądź nie) o tym, czym jest norma.
Ivan Böszörményi-Nagy (1920-2007), amerykański psychiatra węgierskiego pochodzenia, sporo uwagi poświęcił kwestii kontekstu rodzinnego, w którym pojawia się trudność psychiczna. Pisał m. in. o znaczeniu istnienia lub nieistnienia lojalności kolejnego pokolenia wobec poprzedniego – lojalności rozumianej jako przyjęcie/odrzucenie wzorców i wartości. W tym świetle słowa Coontz wydobywają zawiłości kontekstu w czasach, w których 1) panuje wyidealizowane wyobrażenie na temat porządku panującego w rodzinie pokolenie-parę pokoleń temu, 2) istnieje mnogość, a w konsekwencji rozmycie obowiązującego wzorca rodziny i małżeństwa.
One Comment