Cytat, który chciałbym przywołać, jest naprawdę długi. Decyduję się zamieścić go w takiej obszerności, ponieważ wydaje mi się w poruszający i wiarogodny sposób oddawać przeżycia dziecka, którego rodzice przechodzą nieustający kryzys. Oto cytat:
Pamiętać siebie zaczęłam bardzo późno, dopiero od dziewiątego roku życia. Nie wiem, jakim sposobem wszystko, co przeżyłam aż do tego roku, nie pozostawiło po sobie żadnych wyraźnych wrażeń, które mogłabym sobie obecnie przypomnieć. Począwszy jednak od połowy dziewiątego roku życia pamiętam wszystko dokładnie, dzień po dniu, nieprzerwanie, jakby wszystko, cokolwiek nastąpiło potem, wydarzyło się zaledwie wczoraj. (…) od owego momentu, gdy nagle posiadłam świadomość swojego istnienia, rozwinęłam się szybko, nieoczekiwanie, i wiele doznań, bynajmniej nie dziecięcych, stało się moim jakimś straszliwym udziałem. Wszystko się przede mną rozświetliło, wszystko niezwykle szybko stawało się zrozumiałe. Moment, od którego zaczęłam dobrze pamiętać siebie, wyrył we mnie mocne i smutne wrażenie, i wrażenie to powtarzało się potem co dzień i z każdym dniem rosło, zaprawiając mrocznym i niesamowitym kolorytem cały okres pobytu w rodzicielskim domu, a zarazem całe moje dzieciństwo. (…)
Pamiętam, zapadał zmierzch; wszystko w pokoju było porozrzucane i w nieładzie: szczotki, jakieś ścierki, nasze drewniane kubki i talerze, stłuczona butelka i nie wiem co jeszcze. Pamiętam, że mama była niezwykle wzbudzona i płakała. Ojczym w swym wiecznie podartym surducie siedział w kącie. Odpowiadał jej z uśmieszkiem, co jeszcze bardziej ją rozgniewało – i znów poleciały na podłogę szczotki i talerze. Wybuchnęłam płaczem i z krzykiem podbiegłam ku nim obojgu. Okropnie wystraszona, mocno objęłam tatusia, żeby go sobą osłonić. Bóg wie dlaczego wydało mi się, że mama niesłusznie się na niego gniewa, że on nie winien; chciałam wstawić się za nim, gotowa byłam ponieść za niego wszelką karę. Ogromnie bałam się mamy i myślałam, że wszyscy się jej boją. Mama zrazu zdziwiła się, następnie chwyciła mnie za rękę i odciągnęła za parawan. Uderzyłam się rączką o skraj łózka dosyć boleśnie; ale strach był silniejszy od bólu, toteż nawet się nie skrzywiłam. Pamiętam, że mama wskazując na mnie jęła gorzko i żarliwie coś ojcu tłumaczyć (nadal będę już stale nazywać go ojcem, ponieważ dopiero znacznie później dowiedziałam się, że nim nie był). Cała ta scena trwała jakieś dwie godziny; drżąc z napięcia, usiłowałam odgadnąć, czym się to wszystko zakończy. Wreszcie sprzeczka ucichła i mama wyszła. Wtedy tatuś zawołał mnie, pocałował, pogłaskał po głowie, posadził sobie na kolanach, a ja mocno, tkliwie przycisnęłam się do jego piersi. Była to bodaj pierwsza rodzicielska pieszczota; może właśnie dlatego zaczęłam odtąd wszystko tak dobrze pamiętać. Spostrzegłam też, iż zjednałam sobie względy ojca przez to, żem stanęła w jego obronie, i wtedy chyba po raz pierwszy uderzyła mnie myśl, że mama sprawia mu wiele przykrości i zmartwień. Odtąd myśl ta zakorzeniła się we mnie na zawsze, z każdym dniem potęgując moje wzburzenie.
Z tą chwilą zrodziło się w moim sercu jakieś bezgraniczne przywiązanie do ojca, ale było to przywiązanie osobliwe, jakby wcale nie dziecięce. Nazwałabym to raczej jakimś litościwym, macierzyńskim (podkreślenie autora) uczuciem, gdyby takie określenie nie wypadało w odniesieniu do dziecka nieco komicznie. Ojciec zawsze wydawał mi się tak godnym współczucia, tak prześladowanym, tak sponiewieranym, takim cierpiącym, że nie kochać go bez pamięci, nie pocieszać, nie pieścić, nie troszczyć się o niego całym sercem wydawało mi się czymś strasznym, nienaturalnym. Do dziś jednak nie pojmuję, dlaczego właściwie ubrdałam sobie, że mój ojciec jest takim cierpiętnikiem, człowiekiem tak okrutnie nieszczęśliwym! Kto mi to wmówił? Jakim sposobem mogłam, jako małe dziecko, cokolwiek rozumieć z jego osobistych niepowodzeń? A przecież rozumiałam je, choć musiałam to sobie czymś objaśnić, przetworzyć wszystko w wyobraźni; ale wciąż nie mogę sobie uświadomić, w jaki sposób powstało we mnie takie wrażenie. Może mama traktowała mnie zbyt surowo, ja zaś przywiązałam się do ojca, jako do istoty, która według mojego przekonania cierpi razem ze mną, pospołu. (…)
Zrozumiałam, nie pamiętam już jak, że w naszej norze trwa jakaś wieczna, nieznośna zgryzota. (s. 192-194)
Jest to, co prawda, fragment beletrystyczny, a nie obiektywna relacja z badań, jednak kiedy słucham w gabinecie opowieści dzieci (czasem już dorosłych) o tym, jak przeżywały rodzinne konflikty, ten opis wydaje mi się sugestywnie oddawać doświadczenia dziecięce.
Nie proponuję konkretnych wniosków, nie postuluję niczego odwołując się do tej prozy. Zamieszczam cytat, ponieważ wydaje mi się on pokazywać, ile dzieci widzą, słyszą, rozumieją z tego, co dzieje się w trójkącie matka-ojciec-dziecko, i jak odnajdują sobie w tym układzie miejsce.

Fiodor Dostojewski, „Białe noce i inne utwory”, Wydawnictwo Puls, 1992
Źródło: Fiodor Dostojewski, Nietoczka Niezwanowa, tłum. Gabriel Karski, w: Białe noce i inne utwory, Wydawnictwo Puls, 1992 (?)