W piśmie Family Court Review (Vol. 49 No. 3, July 2011 513–520) ukazała się w 2011 r. rozmowa Jennifer McIntosh z Danielem Siegelem, dotycząca konsekwencji odkryć neurobiologicznych dla pracy sądów rodzinnych i myślenia o prawie rodzinnym. Rzecz jest kierowana do osób, dla których neurobiologia i psychologia nie są podstawowymi dziedzinami, ale które zajmują się rozstrzyganiem, jakie rozwiązania dotyczące np. rozwodu są optymalne pod względem psychologicznym dla dziecka. Siegel stara się w przystępny sposób wytłumaczyć wpływ odkryć naukowych na zasady postępowania z dziećmi, jednak tekst i tak pozostaje gęsty od specjalistycznych określeń.
Dlaczego ten artykuł Siegela o neurobiologii i rozwodach wydaje mi się ważny i wart opisania tutaj
Siegel tłumaczy, jaki wpływ na psychikę dziecka ma towarzyszenie przez nie rodzicom w rozstawaniu się. Siegel jest naukowcem. Jego słowa odzwierciedlają poglądy współczesnej nauki na rozwój emocjonalny i to, jak ów rozwój zostaje zachwiany pod wpływem trudnych doświadczeń dziecka w domu. Siegel jest pionierem w dziedzinie łączenia neurobiologii i psychologii, a wnioski z jego badań dają nam nowe rozumienie procesów psychicznych, a także wyposażają nas w użyteczniejsze narzędzia do pracy z trudnościami emocjonalnymi.
Relacja mózg – wzorzec przywiązania – umysł
Siegel pisze o naukowym rozumieniu powiązań między emocjami przeżywanymi we wczesnym dzieciństwie, funkcjonowaniem mózgu i rozwojem umysłu. Rozumienie współzależności między trzema elementami (więzią, mózgiem, umysłem) jest ogromnym osiągnięciem współczesnej – jak to nazywa Siegel – neurobiologii interpersonalnej, a zarazem ziszczeniem marzeń Zygmunta Freuda, który już ponad sto lat temu wierzył, że kiedyś uda się pokazać, jak to, co psychoanaliza opisuje na poziomie umysłu, działa na poziomie biochemii i struktury mózgu.
Jak to powiązanie jest ważne praktycznie? Co konkretnie oznaczają ustalenia Siegela? Używając prostego języka można powiedzieć, że tym, co sprawia, że dziecko rozwija się zdrowo i tworzy zdrowe podstawy do dobrego funkcjonowania w dorosłym życiu, są dobre relacje z innymi ludźmi, w szczególności z rodzicami. Relacje są „dobre”, jeśli w pierwszych kilku latach życia są bezpieczne, trwałe, dają poczucie bycia kochanym oraz oferują odpowiedni poziom frustracji (tj. potrzeby dziecka są generalnie zaspokajane, ale nie natychmiast i zależnie od okoliczności). Powstające dzięki temu wzory przywiązania (Siegel odwołuje się tu do teorii przywiązania Johna Bowlby’ego) oddziałują bezpośrednio na integrację neuronalną wzmacniając aktywność neuronalną prowadzącą do powstawania sieci neuronów. Krótko mówiąc – mózg dziecka rośnie i zwiększa potencjał umysłu, jeśli kontakty tego dziecka z bliskimi są dobre! Co więcej, zdolność do budowania dobrej więzi nie jest uwarunkowana genetycznie.
Takie ustalenia prowadzą do wniosku, że znacznie większym obciążeniem dla dziecka są przewlekłe, pozornie nie bardzo dotkliwe zakłócenia więzi, niż silne, ale jednorazowe napięcie związane z jakimś traumatycznym wydarzeniem.
Emocje i mózg dziecka a rozwód rodziców
Nie będę streszczał słów Siegela, ale po prostu je tu przytoczę dosłownie:
Silny konflikt między rodzicami – co obejmuje także konflikt niewerbalny – wpływa na dwa bardzo różne, ale równie ważne procesy. Pierwszy to sposób, w jaki mózg odpowiada na bezpośrednie doświadczenie. Innymi słowy, jeśli moi rodzice wrzeszczą na siebie zmierzając ku nieuchronnemu rozstaniu, ten wrzask może mnie przestraszyć. Bezpośrednie doświadczenie na poziomie mózgu może wyglądać tak: aktywuje się limbiczna część mojego mózgu, ciało migdałowate, które tworzy stan strachu. Poniżej obszaru limbicznego i ciała migdałowatego leży pień mózgu, którego jądra odpowiedzialne są za reakcję ucieczki/walki/zastygnięcia. Jeśli wielokrotnie doświadczam strachu – powiedzmy, że ojciec drze się bez opamiętania na matkę i być może robi jej fizyczną krzywdę – stan strachu może zostać na stałe połączony z reakcją ucieczki/walki/zastygnięcia. Jeśli jestem bardzo młody, czuję się bezradny. To uruchamia reakcję zastygnięcia, co wyraża się określonym profilem aktywności neuronalnej.
Jeśli takie zdarzenie zaistnieje choćby raz i nie będzie mu towarzyszyła próba naprawy, a zwłaszcza jeżeli będzie to zjawisko nawracające, mój mózg zapamięta je jako stanowiące wzorzec (naprawa oznaczałaby, że obiekt mojego przywiązania przychodzi do mnie, pomaga zrozumieć, co się stało, pomaga mi w ukojeniu, jak i w wyjściu z tego okropnego stanu). Doświadczenie strachu bez reparacji uwrażliwi obwody lękowe i odpowiedzialne za reakcję zastygnięcia, i sprawi, że w przyszłości będę skłonny interpretować zdarzenia jako przerażające, nawet jeśli takie w rzeczywistości nie będą, i reagować zastygnięciem w strachu. To efekt bezpośredni.
Pośredni, adaptacyjny efekt jest taki, że ponieważ przytłacza mnie stan napięcia i strachu, przystosowuję się unikając zwracania uwagi na emocje innych ludzi. Izoluję się, także od własnych emocji, i staję – jak to się mówi – dzieckiem wycofanym. Tak więc te dwa rodzaje wpływu trudnych doświadczeń – bezpośrednia aktywacja mózgu zapisywana w pamięci oraz dostosowanie się mózgu do tych oddziaływań – mogą kształtować rozwój mojej osobowości. Możecie sądzić, że tu chodzi o mój temperament, ale to nie tak [podkreślenie – M.Cz.]. To skutek doświadczania nieoptymalnego przywiązania (…) (s. 516)
Szczególnie ważne wydaje mi się zdanie, które podkreśliłem, a które podkreśla, że łatwo temperament mylnie uznać za źródła wycofanie dziecka i stwierdzić: „Ono po prostu takie jest.”
Tekst zawiera jeszcze wiele ciekawych treści, ale ponieważ niniejszy wpis już urósł do sporych rozmiarów, dzielę go na części.
Bardzo ważny artykuł, wpisujący się. W obecna wiedzę o rodzicielstwie. Sady powinny kierować rozwodzacych się na terapię. I lub mediację. Obowiązkowo, właśnie ze względu na dzieci!