Po raz kolejny (siódmy?, dziesiąty?) tłumaczyłem/współprowadziłem pięciodniową grupę pracy z ciałem, którą prowadził Michael Randolph, a którą zorganizowało Laboratorium Psychoedukacji. Fantastyczne doświadczenie, bardzo godne polecenia osobom zainteresowanym pogłębieniem samoświadomości – i nie mam tu na myśli doświadczenia bycia tłumaczem, ale oczywiście uczestnikiem grupy.
Organizacyjnie rzecz przedstawia się następująco: grupa odbywa się w jakimś ośrodku podmiejskim, tym razem była to Kuklówka. Organizatorzy zachęcają, by przez te pięć dni nie opuszczać ośrodka (w znaczeniu, nie jechać do Warszawy) i ograniczyć korzystanie z telefonów i komputerów. Na początku omawiane są też zasady dyskrecji, obecności i niezmieniania sztucznie świadomości (chodzi o niezażywanie leków i niespożywanie substancji psychoaktywnych).
Grupa zaczyna się na ogół w piątek po południu i trwa do wczesnopopołudniowych godzin w środę. W tym czasie odbywa się łącznie jedenaście sesji grupowych i ciekawe, ale nieobowiązkowe zajęcia dodatkowe (między innymi bardzo intrygujący bieg transowy – ale o tym kiedy indziej (może)).
Na czym polega grupa pracy z ciałem? Przede wszystkim sam prowadzący odcina się od pojęcia „praca”. Mniej w tym wysiłku i przerabiania czegoś, a więcej otwierania się na doświadczenie, pozwalania sobie, by czuć swobodniej i głębiej.
Trudno wyjaśnić, jak to się konkretnie dzieje. Istnieje pewien zestaw ćwiczeń, względnie powtarzalny w kolejnych grupach, jakie widziałem. Jednak to nie o te ćwiczenia chodzi. Randolph wykorzystuje pewien typ ruchu – zwłaszcza odpowiednie jego tempo i dynamika pozwalają czy to na większe odprężenie, czy przeciwnie – na mobilizację. Ćwiczenia wydają się proste, więc myślę (opieram się na swoim dość już sporym doświadczeniu w obserwacji pracy tego terapeuty), że sedno leży w tym, że Randolph jakimś cudem widzi, czego komu potrzeba i umie nie tyle tego użyć, co zaprosić ćwiczącego/ćwiczących, by zaangażowali się w przeżywanie, kontakt, uczucie. Jestem przekonany, że ten cud, który sprawia, że Randolph tak dokładnie trafia w zapotrzebowanie, to wynik połączenia jego bardzo dobrego wykształcenia, olbrzymiej praktyki, dużej serdeczności i empatii wobec ludzi. Z pewnością pomocne są też zdolności językowe tego terapeuty – jako tłumacz miałem okazję przekonać się, ile rozumie niezależnie od tłumaczenia (nie chodzi mi o rozumienie wydźwięku emocjonalnego, który swoją drogą Randolph dobrze chwyta). Piszę to, bo niektórych może zniechęcać fakt, że terapeuta mówi po angielsku – a zapewniam, że szkoda by było z tego powodu zrezygnować z tak cennego doświadczenia terapeutycznego.
Nie chcę i nie mogę wdawać się w podawanie przykładów tego, jak ludzie korzystają na udziale w grupie pracy z ciałem. Oczywiście obowiązuje mnie pełna tajemnica co do tożsamości osób biorących w niej udział. Uważałbym też za coś niestosownego bez pozwolenia korzystać z doświadczeń konkretnych osób. Jednak jakoś chciałbym zachęcić do udziału w takiej grupie. Tylko jak to zrobić…? Może więc napiszę, kto może skorzystać na udziale w grupie pracy z ciałem:
Do czucia uczuć używamy układu nerwowego. Kiedy więc coś przeżywamy, nasze ciało nieuchronnie reaguje – smutni płaczemy, przygnębieni kulimy się, przestraszeni wstrzymujemy oddech, zaskoczeni podskakujemy i bierzemy wdech, itp. Jeśli pewne uczucie przeżywamy szczególnie często i dominuje ono w naszym doświadczeniu, także nasze ciało będzie szczególnie podatne na to, by odtwarzać towarzyszące temu uczuciu wzorce somatyczne. „Utykamy” w tych emocjach, co czujemy w ciele w postaci na przykład bólu, napięcia, odrętwienia, kłopotów ze wzrokiem, zaburzeń seksualnych i innych. Warto wziąć udział w tym przedsięwzięciu, jeśli czujemy w ciele jakieś oznaki zablokowania swobodnego przepływu emocji.
ps. Dziwna jest strona Laboratorium Psychoedukacji – chciałem wstawić odnośnik do opisu grupy Randolpha, ale takiego opisu nie znalazłem…