Jeśli mamy szczęście, jako dzieci otrzymujemy coś, co Donald W. Winnicott nazwał pierwotną troską matki. Doświadczamy tego, że otrzymujemy odpowiednią opiekę, że opieka ta jest czymś naturalnym, czymś, na co zasługujemy i co wynika z miłości. To bardzo ważne doświadczenie pozwala nam w późniejszym życiu radzić sobie z przeciwnościami dzięki przeświadczeniu (to nawet coś więcej niż przeświadczenie – to wiedza), że troska o siebie jest czymś zasadniczo dobrym i uzasadnionym.
Chciałbym przytoczyć ciekawy cytat z książki, o której już pisałem, mianowicie Znaczenie miłości autorstwa Sue Gerhardt:
Bez aktywnie reagującej i wrażliwej matki dziecko nie potrafi identyfikować się z postawą rodzica i zastosować jej u siebie. Niemożliwe jest wywołanie postawy troski o samego siebie i świadomości własnych uczuć, jeśli ktoś najpierw nie zrobił tego dla nas. (Dlatego poradniki nie są szczególnie pomocne.) Najpierw musimy doświadczyć tego z jakąś inną osobą, potem możemy powielać wzór. (s. 85)
Uwaga, że to dlatego poradniki psychologiczne nie działają, że czytający je nie mają tego czegoś, wydaje mi się równie zabawna, co trafna (żeby nie było wątpliwości – mnie wydaje się i trafna, i zabawna). Można by powiedzieć o sprzężeniu zwrotnym – dobre rady/poradniki działają wówczas, gdy już wcześniej jesteśmy gotowi do skorzystania z rad w nich zawartych. Dzięki temu, że doświadczyliśmy dobrej opieki i w efekcie potrafimy się zaopiekować sobą, możemy czerpać z zewnętrznych struktur w postaci rad, a więc poradniki będą dla nas skutecznym źródłem wsparcia, czerpiącym z naszego potencjału.
Jeżeli jednak szukamy dla siebie wsparcia na zewnątrz, a nie umiemy go sobie sami zapewniać na podstawowym poziomie, żaden poradnik nie będzie nam przydatny, choć być może tym bardziej potrzebujemy rady.
Znanym odniesieniem kulturowym może być maksyma „Kochaj bliźniego swego, jak siebie samego”. Na ogół stanowi ona wskazanie, że bliźniego należy traktować równie dobrze, co samego siebie. Jednak osobom, które nie były dobrze traktowane i nie były kochane, szczególnie trudno jest kochać siebie – a w efekcie kochać innych. Maksyma w ich wypadku działa w ten sposób, że, owszem, kochają innych tak, jak siebie, czyli – słabo. Szczęśliwcom, którzy potrafią mocno kochać siebie, znacznie łatwiej jest kochać także innych, przez co zapewne zwiększa się szansa, że będą kochani przez nich.
Wydaje się, że to błędne koło. Ci, którym się nie powiodło w dzieciństwie, mają zawsze pod górkę. To prawda. Na szczęście słowa Sue Gerhardt zawierają także nadzieję – nienajlepsza pierwotna więź może zostać naprawiona, jeśli znajdzie się żywy człowiek, z którym będzie można ją naprawiać. Sytuacja psychoterapeutyczna jest jedną z takich okazji.
źródło cytatu: Sue Gerhardt, Znaczenie miłości. Jak uczucia wpływają na rozwój mózgu, przekład Beata Radwan, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2010
Powiem wam, że bardzo ważna jest terapia u psychologa.Sama chciałabym na dniach zapisać się do dobrego specjalisty, ponieważ od jakiegoś czasu czuję się dosyć słabo psychicznie..